Jak ten dzisiaj. Zaczęło się niewinnie. Ale zasadniczo zaczęło się już w sobotę. Dwie opiekunki, z trzech jakie do nas przychodzą, poszły na urlopy i dostaliśmy nową kobiałkę w zastępstwie. Zaczęła w sobotę. Była dwa razy i taka konkretna się wydawała, chociaż po przejściach, tak wizualnie. Ponieważ w sobotę miano zabrać mnie na grilla, toteż wręczyłem kobiecie klucze. Miała wpaść około 17:00. Ja teoretycznie powinienem być już na grillu. Ale transport mi się przesunął, toteż jak babeczka przyszła o 17:00, to sobie leżałem jeszcze w pokoju i oglądałem seriale. Drzwi od mojego pokoju zamknięte. Babeczka przyszła. Pokrzątała się i za chwilę drzwi się otwierają od mojego pokoju. Ona oczy w pięć złotych. Pomachałem i mówię, że jeszcze jestem. Swoją drogą - czego szukała w moim pokoju? Skończyła rejony - mówię jej, żeby klucz zatrzymała, bo wrócę późno, więc rano będę zapewne spał.
Wstaliśmy z moją kobiałką rano. Śniadanko. Gadanko. Babeczka przyszła około 12:00. Zrobiła co swoje i mówi, że będzie około 20:00. Dałem jej kasę z prośbą, żeby mi tam pewne zakupy poczyniła. Ok. 20:00. Nie ma jej. 21:00 nie ma. 22:00 nie ma. Wysłałem sms-a. Bez odbioru. A rano w poniedziałek, czyli dzisiaj też miała być.
Dzwonię dzisiaj rano do koordynatorki i mówię, że babka się wczoraj nie stawiła. Koordynatorka mówi, że sprawdzi i oddzwoni. OK. Czekam. Koordynatorka oddzwania:
- Tak. Panie Arturze. Pani M. kazała Pana przeprosić, ale jej się wczoraj przysnęło i odrobi ten czas w tygodniu. I dzisiaj u Pana będzie po 10:00.
Mówię:
- Ok. Rozumiem. Nie ma sprawy. Ale matka od 12:00 wczoraj leży, że tak powiem już lekko zaniedbana, a ja jej pampersów nie zmienię...
- Tak. Ja rozumiem. Robię co w mojej mocy...
Po 10:00 dzwoni rzeczona M.
- Panie Arturze. Ja będę przed 12:00. Zakupy Panu zrobiłam (głos taki nieco zmęczony).
- Dobrze. Tylko dzisiaj ma być od Was z firmy kontrola o 14:00, to Pani rozumie, że ja mam oceniać przy tym pracę opiekunek?
- Tak, Tak. Będzie błysk!
OK.
12:00 cisza
12:30 cisza
13:00 cisza
13:15 - dzwoni koordynatorka:
- Panie Arturze? Czy Pani M. już była???
- Nie. I podejrzewam, że od wczoraj nie wytrzeźwiała...
CISZA.....
- Och. Bo wie Pan. Ona już miała taką wpadkę i daliśmy jej drugą szansę.
- Rozumiem. Życie. To co robimy?
- To ja zaraz przyślę Panią M. (akurat mają takie same imiona). - Tą co Pan ma na popołudnia i ona będzie teraz przychodzić rano i wieczorem w zastępstwie.
- No to świetnie. Kamień z serca...
Faktycznie za 20 minut wbija M. I wszystko niby git. Ale nagle oświecenie... telefon do koordynatorki:
- Hmm... wie Pani co. Ale jest jeden problem... Ta Pani M. co się napiła, ma moje klucze od mieszkania.
- O kur... Przepraszam. Ja odzyskam te klucze.
- I wie Pani co? Ja chyba się przyczyniłem do tej akcji...
- Jak to?
- Bo dałem jej pieniądze na zakupy...
- O kur... przepraszam... odzyskam...
KURTYNA!
Poniedziałki są fajne :P