poniedziałek, 10 sierpnia 2020

Nie lubię poniedziałków? No fakt... czasem są zakręcone... :)

Jak ten dzisiaj. Zaczęło się niewinnie. Ale zasadniczo zaczęło się już w sobotę. Dwie opiekunki, z trzech jakie do nas przychodzą, poszły na urlopy i dostaliśmy nową kobiałkę w zastępstwie. Zaczęła w sobotę. Była dwa razy i taka konkretna się wydawała, chociaż po przejściach, tak wizualnie. Ponieważ w sobotę miano zabrać mnie na grilla, toteż wręczyłem kobiecie klucze. Miała wpaść około 17:00. Ja teoretycznie powinienem być już na grillu. Ale transport mi się przesunął, toteż jak babeczka przyszła o 17:00, to sobie leżałem jeszcze w pokoju i oglądałem seriale. Drzwi od mojego pokoju zamknięte. Babeczka przyszła. Pokrzątała się i za chwilę drzwi się otwierają od mojego pokoju. Ona oczy w pięć złotych. Pomachałem i mówię, że jeszcze jestem. Swoją drogą - czego szukała w moim pokoju? Skończyła rejony - mówię jej, żeby klucz zatrzymała, bo wrócę późno, więc rano będę zapewne spał. 

Wstaliśmy z moją kobiałką rano. Śniadanko. Gadanko. Babeczka przyszła około 12:00. Zrobiła co swoje i mówi, że będzie około 20:00. Dałem jej kasę z prośbą, żeby mi tam pewne zakupy poczyniła. Ok. 20:00. Nie ma jej. 21:00 nie ma. 22:00 nie ma. Wysłałem sms-a. Bez odbioru. A rano w poniedziałek, czyli dzisiaj też miała być.

Dzwonię dzisiaj rano do koordynatorki i mówię, że babka się wczoraj nie stawiła. Koordynatorka mówi, że sprawdzi i oddzwoni. OK. Czekam. Koordynatorka oddzwania:

- Tak. Panie Arturze. Pani M. kazała Pana przeprosić, ale jej się wczoraj przysnęło i odrobi ten czas w tygodniu. I dzisiaj u Pana będzie po 10:00. 

Mówię:

- Ok. Rozumiem. Nie ma sprawy. Ale matka od 12:00 wczoraj leży, że tak powiem już lekko zaniedbana, a ja jej pampersów nie zmienię...

- Tak. Ja rozumiem. Robię co w mojej mocy...

Po 10:00 dzwoni rzeczona M.

- Panie Arturze. Ja będę przed 12:00. Zakupy Panu zrobiłam (głos taki nieco zmęczony).

- Dobrze. Tylko dzisiaj ma być od Was z firmy kontrola o 14:00, to Pani rozumie, że ja mam oceniać przy tym pracę opiekunek?

- Tak, Tak. Będzie błysk!

OK. 

12:00 cisza

12:30 cisza

13:00 cisza

13:15 - dzwoni koordynatorka:

- Panie Arturze? Czy Pani M. już była???

- Nie. I podejrzewam, że od wczoraj nie wytrzeźwiała...

CISZA.....

- Och. Bo wie Pan. Ona już miała taką wpadkę i daliśmy jej drugą szansę. 

- Rozumiem. Życie. To co robimy?

- To ja zaraz przyślę Panią M. (akurat mają takie same imiona). - Tą co Pan ma na popołudnia i ona będzie teraz przychodzić rano i wieczorem w zastępstwie.

- No to świetnie. Kamień z serca...

Faktycznie za 20 minut wbija M. I wszystko niby git. Ale nagle oświecenie... telefon do koordynatorki:

- Hmm... wie Pani co. Ale jest jeden problem... Ta Pani M. co się napiła, ma moje klucze od mieszkania.

- O kur... Przepraszam. Ja odzyskam te klucze.

- I wie Pani co? Ja chyba się przyczyniłem do tej akcji...

- Jak to?

- Bo dałem jej pieniądze na zakupy...

- O kur... przepraszam... odzyskam...

KURTYNA!

Poniedziałki są fajne :P


poniedziałek, 30 marca 2020

TO NIE JEST ŚWIAT DLA STARYCH LUDZI... JAK SERIALE OCALIŁY MI DZIEŃ... (JOSEPH STALIN MÓWIŁ - JA BYM GO ZAJEBAŁ)....

Dzisiaj będzie o nowych technologiach. I o tym jak się w nich pogubiłem.

Do dzisiaj uważałem, że sobie z nimi radzę. Potrafię sporo rzeczy. Coś tam nowego włożyć do kompa. Coś tam zainstalować. Chociaż mój kumpel Tomek sądząc po moich ostatnich wyczynach stwierdził, że nie do końca i nie bardzo... ale znaleźć nowy serial, tudzież film w sieci (nawet taki nie dla dzieci), którego, ktoś szukał od dawna. Nawet penisa w 3D zanimować jak coś... da się... no pewnych bym nie chciał... ale to już pisałem, że nie bardzo :P

Ale dzisiaj technologia mnie przerosła. Se siedzę... se marzę... się nudzę.. se odpalam jakiś filmik na Fejsie. Wszystko OK. Ale nie ma dźwięku. Nie no... suwak działa. Nadal nie ma dźwięku. A pewnie filmik zjebany i bez dźwięku. Nuda kwarantannowa coraz większa. To sobie wchodzę na YT.

O kolejny odcinek "Za Chwilę Dalszy Ciąg Programu", którego sobie nie przypominam. Odpalam. Nie ma dźwięku. Kij wuj?? Znowu jeb... Chrome? Odpalam jakieś porno, na mi tylko znanym portalu... o nie! Marianna tutaj zawsze miauczała w tym momencie, a teraz nie miauczy! O nie - tak dalej być nie może!!!  Zamykam Cię Chromie. Ty pamięciożercza suko. Ty tworze nienawistnych koderów, którzy pozabawili mnie jęczenia Marianny w tak istotnym momenccie!!!

Otwieram. To samo. OK... no to odpalam jakiś film z dysku... to samo... OK. Ty silikonowy kierwiu... chcesz walczyć? Chcesz tak grać? Po swojemu? Będzie komputerowy Wietnam... (nie byłem nigdy w Wietnamie, ale chciałem go nastraszyć). Wiecie... znaczy komputera. Zabiję Cię najszybszym i zdecydowanie najlepszym w moim arsenale tricków... Ja będę napalmem, a ty nie wiem... nie byłem w Wietnamie więc nie wiem... ale tego nie przeżyjesz...

HAHAHA!!!! WYŁĄCZ I WŁĄCZ KOMPUTER BESTIO! TEGO NIE PRZEWIDZIAŁEŚ CO???
POTWORZE? ŻE CIĘ NA CHAMA Z PAŁERA WYŁĄCZĘ!!! GIŃ BESTIO PRZEBRZYDŁA!!!

Spoko... Zginął ... tzn. włączył się z powrotem i to samo... moje "HAHAHA"... zmieniło się lekko na... takie... "hehehe...... hehe... heh... nie no spier... kurwa co jest, to nie działa??? Nie no... to jest już lekko słabe"... kable od głośników wykopałem...?? No jak?  Jedną nogą, którą nadal mam pod wózkiem inwalidzkim? Ale jak kurfa? Na co dzień nie wierzgam... nawet statycznie... i tu pojawił się znany z seriali, co do których jak wiecie, no co by nie mówić jestem specjalistą... I W KOŃCU SIĘ POJAWIŁ... szósty zmysł.

A szósty zmysł mówił tak... a co ty Misiu robiłeś zanim tę Windowsową Krucjatę robiłeś?

No co robiłem... no co... na PornHubie zasadniczo nie siedziałem... rękę prawą... miałem zajętą... no co... no co? Myszą miałem zajętą... no i co kurfa... ot to... i co Szerloku Umyśle Holmsie odkryłeś no i co?

No i odkryłem... od niedawna mam nową mysz... a dopiero dzisiaj mnie zaintrygował taki mały czerwony baton obok lewokliku... który jak klikniesz, to coś przez chwilę wyświetla... w zasadzie nie wiem co wyświetla... ale chyba został opracowany dla WAS... WY nawet nie wiem jak to nazwać po imieniu... poczwary... które boicie się odtwarzać porno na pełnej kurwie z dźwiękiem... przy Waszych żonach... przy Waszych mężach... tudzież sprzątaczach sali akurat... to jest EMERGENCY MUTE!  Czyli wymysł szatana, przez który straciłem dzisiaj ze 3 godziny mojego życia... ale HAHAHA... HAHAHA! Nadal pamiętam jak jęczała Marianna...

JEB SIĘ TECHNOLOGIO!!!



piątek, 6 marca 2020

Podłość ludzka nie zna granic...

Autentyczna historia, którą dzisiaj mi opowiedziała moja opiekunka Paulina. Zdębiałem. Paulina dostała pod opiekę nową panią. Starszą panią. Ma lat 82. W ciągu ostatnich 10 lat zaatakowało ją trzykrotnie raczysko. Najpierw guzik na macicy. Wycięty. Potem rak jelita - częściowa resekcja jelita. A w tym roku rak żołądka. Pani trafiła do szpitala na tą ostatnią operację, w wyniku której usunęli jej kawałek żołądka. I teraz tak. Pani miała opiekunkę przydzieloną na podobnej zasadzie jak ja. Paulina zaczęła się nią zajmować od tygodnia. Paulina to złota kobieta i dogadujemy się bez słów, mimo tego, że jestem od niej starszy o ponad 25 lat. Paulina ZAWSZE interesuje się stanem osób, które ma pod opieką, tym samym zdziwiło ją, że ta starsza Pani nie ma wypisu ze szpitala po operacji. Na logikę, po czymś takim jak resekcja części żołądka powinien być wypis ze szpitala. A tu nie ma nic. Zaczęła z panią rozmawiać i co się okazało. Ta jej opiekunka wcześniejsza mieszka w tym samym bloku co ta starsza pani. Co się okazało. Praktycznie opiekunka wcześniejsza starszej Pani porwała ją ze szpitala bez wypisu, bo potrzebowała, żeby starsza pani wypełniła jej dokumenty, że nadal jest pod jej opieką (chociaż nie była, bo leżała w szpitalu), bo inaczej by jej za to nie zapłacili. Dodatkowo ukradła tej starszej osobie około 2000 złotych, które starsza pani miała już odłożone na swój własny pochówek i dodatkowo wszystkie inne pieniądze jakie ta pani miała pod ręką ze swojej małej emerytury, po prostu na jedzenie. Okazało się to dzięki sąsiadowi, który przejmował się się jej losem. Jak Paulina pierwszy raz do niej przyszła, to zauważyła totalną puchlinę głodową... autentycznie. Pani praktycznie nie jadła nic od tygodnia. Nie miała pieniędzy na jedzenie. Paulina zgłosiła tę sytuację w firmie i to podlega chyba pod prokuratora. Jednym słowem wyobraźcie sobie - jakim trzeba być ludzkim ścierwem, żeby zrobić coś takiego. Brak mi słów...

czwartek, 30 stycznia 2020

Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie...

Najbardziej pojebany tekst jaki kiedykolwiek słyszałem?

"Prawdziwi przyjaciele są obok Ciebie zawsze i zawsze będą."

Nie - nie będą. Oni o tym nie muszą wiedzieć... ale jeśli się dowiedzą...

Nie. Najbardziej prawdziwi przyjaciele będą obok Ciebie, nawet wtedy, jak raptem się okaże, że coś jest z Tobą nie tak. Możesz nagle trafić na nich dawno po latach. Możesz ich nie widzieć 20 lat, a nawet więcej. Ale jak się raptem pojawią, to wiesz, że to oni.

Mam takiego przyjaciela. Możecie mi tym samym zazdrościć. Spotkałem go raptem po 20 latach na zwykłym przystanku autobusowym. Od razu wiedziałem, że to on. On od razu on wiedział, że to ja.

Swojego czasu byłem gwiazdą elokwencji i brylowałem na imprezach. To się bardzo szybko zmieniło po tym jak pewne korpo (jedne i drugie) stwierdziło, że zrobienie z Niedzielskiego kozła ofiarnego będzie na topie.

On nie wiedział. Nie miał pojęcia. Po prostu wpadł na mnie. Nie układało mu się też do końca w życiu. Ale odnowiliśmy znajomość.

Kilka lat później trafiłem do szpitala... tak obecnie nie mam  nogi.  Był przy mnie i odpowiadał na moje potrzeby. Zawsze.

Ostatnio sobie tak to wszystko przeliczyłem, przeobraziłem i wychodzi na to, że poza nim nie mam ŻADNEGO prawdziwego przyjaciela. I wiecie co? Mam to w dupie... bo mam jego... dzięki Tomek, że jesteś...

środa, 8 stycznia 2020

Podest, a sprawa polska...

Dzisiaj o nowych technologiach. Bo zapewne nie wiedzieliście, ale takie są również w służbie Jednonożców i dla nich dostosowane. Podobno.

Dzisiaj miałem sprawę do załatwienia. Mogłem jak zwykle pojechać (by Uber), ale lubię wyzwania, więc z pomocą kolegi wybrałem się na miejsce warszawskim środkiem lokomocji zwanym tramwajem. Oczywiście niskopodłogowym i przystosowanym dla takich miglanców jak ja.

I teraz tak... prośba do wszystkich normalnych dwunożnych, czy też czteronożnych istot. Jak widzicie osobę na wózku czekającą na tramwaj w Warszawie (nie wiem jak jest na razie w innych miastach), to zapewne możecie zauważyć, że jak takowy tramwaj podjeżdża, to taka osoba zajmuje strategiczne miejsce przy DRUGIM wejściu do tramwaju, bo tam znajduje się wysuwana rampa dla inwalidów i ich wózków. I teraz dalej. Wiem, że wszyscy, albo niektórzy wzruszają się losem inwalidy i chcą mu pomóc. Tym samym - jak najszybciej wciskają przycisk otwierania drzwi. Sęk w tym, że tam są dwa przyciski. Sęk w tym, że ten poniżej powiadamia motorniczego o tym, że należy wysunąć rampę. I jak ktoś wciśnie ten normalny, to po prostu drzwi się normalnie otworzą, a rampa nie wyjedzie, nawet jeśli wcisnę potem przycisk z wózkiem. Jak do tej pory to dla mnie nie problem, bo ręce mam silne. A od pewnego czasu chyba jeszcze bardziej silne. Po prostu szybko wstaję w takiej sytuacji z wózka i łapiąc się barierek obok drzwi rękoma, wskakuję do środka, a osoba mi towarzysząca wjeżdża za mną wózkiem do środka.

Ale to chyba nie powinno tak działać. Bo ja mogę. Ale nie każdy. Ale ok. Problem polega na tym, że jeśli ten DOLNY przycisk przy drugim wejściu się wciśnie (z zewnątrz tramwaju, czy też z wewnątrz), to motorniczy dostaje powiadomienie i rampa się po chwili zaczyna wysuwać.

Ale dopóki rampa się nie wysunie, drzwi się nie otworzą, co dla mnie jest logiczne, ale dla dwónożców już nie bardzo. I jak ktoś tymi drzwiami akurat chciał wysiąść, czy też wsiąść, to zaczyna panikować, a ja go muszę uspokajać.

I problem kolejny... chyba najbardziej istotny. Jeśli jedziesz tramwajem w Warszawie, to zaraz po tym jak ruszy możesz wcisnąć przycisk otwierania drzwi na następnym przystanku i system to zaakceptuje. Ale nie możesz od  razu wcisnąć tego przycisku dla inwalidów, który sugeruje otwarcie rampy dla inwalidy, jak tramwaj zatrzyma się na następnym przystanku. Co więcej. Nawet jeśli nikt tego nie zrobi zanim dojedziesz do przystanku, to jeśli na miejscu ktoś z zewnątrz wciśnie przycisk otwierania drzwi, to drzwi się otworzą dla wsiadających normalnie.

I tutaj się zaczyna problem dla Jednonożców. Jeśli podróżujesz wtedy z kimś, to on leci do motorniczego i motorniczy otwiera  rampę (wcześniej zamykając drzwi) ... rampa się wysuwa przy zamkniętych drzwiach... i dopiero drzwi się otwierają i możecie swoim bolidem wyjechać. Ale wyobraźcie sobie, że podróżuję samotnie....

Sorry, że się rozpisałem... ale jak kiedyś zobaczycie w przyszłości (A gdyby tu było nagle przedszkole w przyszłości i wasz synek mały tędy przechodził w przyszłości, którego jeszcze nie macie, więc nie mówcie mi, że matka siedzi z tyłu), taką sytuację, to będziecie wiedzieli jak zareagować.

Czuwaj!

Misiek.

piątek, 27 grudnia 2019

Epitafium i technologia.

Dzisiaj na bardzo smutno.

Agnieszkę znałem bardzo długo. Była HR-ką w mojej starej firmie, potem była HR-ką w kolejnej firmie, którą razem tworzyliśmy od podstaw i ściągnęliśmy ją wtedy do siebie. Co więcej, po dłuższej znajomości okazało się, że była również HR-ką w firmie, w której pracował na kilka lat przed śmiercią mój ojciec. Dowiedziałem się o tym w ciekawy sposób. Już po tym jak przez kilka miesięcy pracowaliśmy razem, a Agnieszka pomagała mi przy rekrutacji pracowników do mojego nowo powstającego zespołu, zdarzyło się, że akurat wychodziliśmy razem i zaproponowałem, że ją podwiozę. Gadaliśmy tam sobie o jakiejś dupie Maryni i w pewnym momencie Aga wypala: 

- Niedzielak. Jak ja Ciebie tak słucham... to jak bym Kazka słyszała! 

Trochę się zdziwiłem i w pierwszej chwili do mnie to nie dotarło. Jakiego Kazka? O czym ona mówi?

Dopiero po czasie, kiedy to Agnieszka wpatrywała się we mnie jak szpak w gnat i czekała na reakcję, wyjaśniła:

- Twojego starego głąbie. Pracowałam z nim w Neste. 

Przyznam, ze zdębiałem, ale nieco misiem klapka otworzyła w głowie. Po powrocie do domu przejrzałem stare zdjęcia ojca z jego firmy. I o proszę... tu Agnieszka... tam Agnieszka... i potem sobie przypomniałem, że nie raz o niej opowiadał, jaką to ma zajebistą, porypaną i niesamowitą koleżankę w pracy. Bo taka była. Zawsze taka była. 

Zasadniczo korpoludki twierdzą, że osoby na stanowisku HR nie mają ludzkich uczuć. I tu im należy współczuć, bo nie znali Agnieszki. 

Po tym jak odszedłem z ostatniej firmy, w której pracowaliśmy razem, nasze drogi się nieco rozeszły, ale nadal utrzymywaliśmy co jakiś czas kontakt. Już na innej stopie. Wiem, że założyła firmę. Ja się przebranżowiłem. I wszystko było fajnie, bo wiedziałem, ze gdzieś tam jest i kwitnie i radzi sobie, bo zawsze tak było. 

Aż do dzisiejszego południa, kiedy to mój były pracownik napisał do mnie info, że Agnieszka zmarła wczoraj w nocy. Nadal w to nie wierzę...

I chociaż to jest nieco przerażające, ale FB pozwolił mi dzisiaj dotrzeć do ludzi, których mógłbym w tej sytuacji nieco pominąć... ale mam nadzieję, ze dotarłem do wszystkich, którzy Agnieszkę znali i cenili... 

I na koniec taki autentyk z Agnieszką:

PolCard przechodził poprzez lata wiele zmian i właścicieli. Nastaje nowy hamerykański właściciel i nowy polski prezes z ich namaszczenia. Korpoludki nie wiedzą jeszcze co będzie i co ich czeka. Atmosfera nieco napięta. Nowy prezes sobie szybko pomyka pomiędzy openspejsami... mija szybko Agnieszkę... a Agnieszka odwraca się za nim i krzyczy:

- A DOKĄD TAK SZYBKO POPIERDALACIE PREZESIE???

I taką chcę ją zapamiętać... i jak znam życie. właśnie się śmieje razem z moim ojcem w najlepsze z jakiegoś jego kolejnego, czy też mojego... żenującego żartu prowadzącego...

   

poniedziałek, 23 grudnia 2019

Dlaczego nie lubię świąt.

Po pierwsze nie rozumiem dlaczego niektóre potrawy muszą być w tym czasie wyjątkowe. Co za problem nażreć się pierogami z kapustą i grzybami np. w maju. Tak. Oczywiście tradycja. Nasza polska tradycja, żeby sobie odmawiać tego co lubimy i zachowywać na specjalne okazje. Co za bzdura. Pamiętam jeszcze czasy, kiedy Wigilia była postna. Moja rodzina nie jest jakoś wyjątkowo świętojębliwa, ale faktycznie w Wigilię szynki się nie żarło, tak samo jak pościło się przed święconką w Wielkanoc. Już wtedy byłem protestantem (nie w sensie wierzenia - w dupie miałem, że to jakiś grzech), bo nocą zakradłem się do lodówki i wpierdzialałem w najlepsze kiełbasy, schaby i karkówki grubo smarując chrzanem. Taki owoc zakazany. Ale zajebiście wtedy smakował. Może dlatego, że był zakazany. To chyba jedyny plus.

Obecnie klimat świąt od lat zupełnie misiem już nie udziela. Jest fałszywy, jak to wszystko co nas obecnie otacza. Ledwo wrócimy z grobów naszych bliskich 1 listopada, a już wszelkie media napieprzają w nas reklamami, co dla nas pod choinkę jest najlepsze i dlaczego. Ledwo pojawi się Nowy Rok i już zaczynają w nas napieprzać Wielkanocą. Świat zwariował.

Nie mówiąc o tym, ze empatii nie ma już od lat. Są tylko puste slogany. Od jakiegoś czasu przestałem nawet stawiać i ubierać choinkę. Bo i po co? Dodawać sobie roboty z jej kupieniem, ustawieniem, ozdobieniem, a potem się pierdzielić z jej rozebraniem i sprzątaniem. I nie, nie dlatego, że w moim stanie, to obecnie trochę utrudnione. Od kilku lat tego już nie robię. No bo w jakim celu? 

Dobrze wypieczony stek na talerzu, też wygląda zajebiście i jest bardziej pożyteczny, niż jakieś igiełki na dywanie. Dzień jak co dzień. Tym bardziej, że mamy tutaj połączenie pogańskich wierzeń z pokręconą katolicką wiarą, do której mi daleko już od lat. A katolicyzm lubi się z pogaństwem, tylko wtedy jak ma w tym jakiś cel.

Wiem, że dla niektórych te kilka wolnych dni, atmosfera, prezenty itp. to jakaś odskocznia od dnia codziennego. Dla mnie nie.  

Mimo wszystko życzę Wam wszystkim Spokojnych i Wesołych Świąt. Ale pełnych empatii... a nie reklam.

Misiek