piątek, 27 grudnia 2019

Epitafium i technologia.

Dzisiaj na bardzo smutno.

Agnieszkę znałem bardzo długo. Była HR-ką w mojej starej firmie, potem była HR-ką w kolejnej firmie, którą razem tworzyliśmy od podstaw i ściągnęliśmy ją wtedy do siebie. Co więcej, po dłuższej znajomości okazało się, że była również HR-ką w firmie, w której pracował na kilka lat przed śmiercią mój ojciec. Dowiedziałem się o tym w ciekawy sposób. Już po tym jak przez kilka miesięcy pracowaliśmy razem, a Agnieszka pomagała mi przy rekrutacji pracowników do mojego nowo powstającego zespołu, zdarzyło się, że akurat wychodziliśmy razem i zaproponowałem, że ją podwiozę. Gadaliśmy tam sobie o jakiejś dupie Maryni i w pewnym momencie Aga wypala: 

- Niedzielak. Jak ja Ciebie tak słucham... to jak bym Kazka słyszała! 

Trochę się zdziwiłem i w pierwszej chwili do mnie to nie dotarło. Jakiego Kazka? O czym ona mówi?

Dopiero po czasie, kiedy to Agnieszka wpatrywała się we mnie jak szpak w gnat i czekała na reakcję, wyjaśniła:

- Twojego starego głąbie. Pracowałam z nim w Neste. 

Przyznam, ze zdębiałem, ale nieco misiem klapka otworzyła w głowie. Po powrocie do domu przejrzałem stare zdjęcia ojca z jego firmy. I o proszę... tu Agnieszka... tam Agnieszka... i potem sobie przypomniałem, że nie raz o niej opowiadał, jaką to ma zajebistą, porypaną i niesamowitą koleżankę w pracy. Bo taka była. Zawsze taka była. 

Zasadniczo korpoludki twierdzą, że osoby na stanowisku HR nie mają ludzkich uczuć. I tu im należy współczuć, bo nie znali Agnieszki. 

Po tym jak odszedłem z ostatniej firmy, w której pracowaliśmy razem, nasze drogi się nieco rozeszły, ale nadal utrzymywaliśmy co jakiś czas kontakt. Już na innej stopie. Wiem, że założyła firmę. Ja się przebranżowiłem. I wszystko było fajnie, bo wiedziałem, ze gdzieś tam jest i kwitnie i radzi sobie, bo zawsze tak było. 

Aż do dzisiejszego południa, kiedy to mój były pracownik napisał do mnie info, że Agnieszka zmarła wczoraj w nocy. Nadal w to nie wierzę...

I chociaż to jest nieco przerażające, ale FB pozwolił mi dzisiaj dotrzeć do ludzi, których mógłbym w tej sytuacji nieco pominąć... ale mam nadzieję, ze dotarłem do wszystkich, którzy Agnieszkę znali i cenili... 

I na koniec taki autentyk z Agnieszką:

PolCard przechodził poprzez lata wiele zmian i właścicieli. Nastaje nowy hamerykański właściciel i nowy polski prezes z ich namaszczenia. Korpoludki nie wiedzą jeszcze co będzie i co ich czeka. Atmosfera nieco napięta. Nowy prezes sobie szybko pomyka pomiędzy openspejsami... mija szybko Agnieszkę... a Agnieszka odwraca się za nim i krzyczy:

- A DOKĄD TAK SZYBKO POPIERDALACIE PREZESIE???

I taką chcę ją zapamiętać... i jak znam życie. właśnie się śmieje razem z moim ojcem w najlepsze z jakiegoś jego kolejnego, czy też mojego... żenującego żartu prowadzącego...

   

poniedziałek, 23 grudnia 2019

Dlaczego nie lubię świąt.

Po pierwsze nie rozumiem dlaczego niektóre potrawy muszą być w tym czasie wyjątkowe. Co za problem nażreć się pierogami z kapustą i grzybami np. w maju. Tak. Oczywiście tradycja. Nasza polska tradycja, żeby sobie odmawiać tego co lubimy i zachowywać na specjalne okazje. Co za bzdura. Pamiętam jeszcze czasy, kiedy Wigilia była postna. Moja rodzina nie jest jakoś wyjątkowo świętojębliwa, ale faktycznie w Wigilię szynki się nie żarło, tak samo jak pościło się przed święconką w Wielkanoc. Już wtedy byłem protestantem (nie w sensie wierzenia - w dupie miałem, że to jakiś grzech), bo nocą zakradłem się do lodówki i wpierdzialałem w najlepsze kiełbasy, schaby i karkówki grubo smarując chrzanem. Taki owoc zakazany. Ale zajebiście wtedy smakował. Może dlatego, że był zakazany. To chyba jedyny plus.

Obecnie klimat świąt od lat zupełnie misiem już nie udziela. Jest fałszywy, jak to wszystko co nas obecnie otacza. Ledwo wrócimy z grobów naszych bliskich 1 listopada, a już wszelkie media napieprzają w nas reklamami, co dla nas pod choinkę jest najlepsze i dlaczego. Ledwo pojawi się Nowy Rok i już zaczynają w nas napieprzać Wielkanocą. Świat zwariował.

Nie mówiąc o tym, ze empatii nie ma już od lat. Są tylko puste slogany. Od jakiegoś czasu przestałem nawet stawiać i ubierać choinkę. Bo i po co? Dodawać sobie roboty z jej kupieniem, ustawieniem, ozdobieniem, a potem się pierdzielić z jej rozebraniem i sprzątaniem. I nie, nie dlatego, że w moim stanie, to obecnie trochę utrudnione. Od kilku lat tego już nie robię. No bo w jakim celu? 

Dobrze wypieczony stek na talerzu, też wygląda zajebiście i jest bardziej pożyteczny, niż jakieś igiełki na dywanie. Dzień jak co dzień. Tym bardziej, że mamy tutaj połączenie pogańskich wierzeń z pokręconą katolicką wiarą, do której mi daleko już od lat. A katolicyzm lubi się z pogaństwem, tylko wtedy jak ma w tym jakiś cel.

Wiem, że dla niektórych te kilka wolnych dni, atmosfera, prezenty itp. to jakaś odskocznia od dnia codziennego. Dla mnie nie.  

Mimo wszystko życzę Wam wszystkim Spokojnych i Wesołych Świąt. Ale pełnych empatii... a nie reklam.

Misiek

czwartek, 21 listopada 2019

Science bitches!

Dzisiaj duchowo i religijnie.

Wiarę straciłem już lata temu. Do kościoła chodzę wyłącznie na śluby i pogrzeby, ale jak klecha zaczyna swoją mantrę, to ja się zamykam i izoluję. Nie wierzę. Nie wierzę w tę instytucję. Wierzę w dobrych ludzi. Nie muszą być kaznodziejami. Wierzę w naukę.

Historia ludzkości. Historia tej planety to od dawna moje hobby. Zaczęło się niewinnie od serii Ancien Aliens na kanale History. OK. Sporo teorii naciąganych. Zasadniczo jestem realistą i zawsze dzielę na pół, ale niektóre odcinki poważnie mnie zainteresowały. Ale ostatnio po obejrzeniu serii dokumentalnej na Netflixie - "Unnatural Selection" nieco mnie zmroziło. Po pierwsze to co usłyszałem, że zasadniczo ludzkość wkroczyła już na takie nieznane tereny, że całkiem możliwe, że ja, Jednonożec kiedyś tam w przyszłości będę mógł sobie z powrotem wyhodować nogę. 

I tutaj wrócę do tematu przewodniego, którym jest religia. Im dłużej świat obserwuję i im więcej wiadomości przyswajam, tym bardziej widzę i chyba ślepy tylko tego nie widzi, że zasadniczo WSZYSTKIE religie są takie same. Ne ważne kiedy i gdzie powstały. Są niemal identyczne. Jesteśmy My i on Bóg... Bogowie. I oprócz tego lista różnych dziwnych rzeczy, które nam wolno, a których nie wolno. Z tym, że ta druga lista została stworzona przez nas... tak przez nas... ludzi. Chociażby dogmaty. Mało ludzi (tutaj mówię np. o katolikach) zdaje sobie z tego sprawę, że Marysia tak na prawdę zaszła w ciąże z Duchem Świętym dopiero w połowie XIX wieku. Tak. Religia, która ma ponad 2000 lat, ale duch czekał do tej pory, aż jakiś papieżyna oświadczy, że "tak było". A na świecie w tym czasie wiele się działo. I działo się więcej przed sławetnym rokiem 0. Piramidy... nawet przy obecnej technologii... podobno zostały wybudowane w 20 lat. Tak twierdzą mainstreamowi egiptolodzy :P Co zmuszałoby ówczesnych workerów do stawiania każdego kilkunasto tonowego bloku co kilka sekund. I nadal nie jest to wyjaśnione jakim cudem bloki były tak dopasowane, że pomiędzy nie nie można wcisnąć nawet kartki papieru. Ślady wojny nuklearnej w starożytnych hinduskich przekazach i opis wiman. Tajemnicza cywilizacja Perska, czyli Anunaki, których ślady odkrywamy w wielu przekazach i religiach. Nie neguję tego, że istniał Jezus, Mohamet i inni im podobni. Zapewne istnieli. Ale nie byli synami Bogów. Byli synami... no właśnie Majora Toma? Bardziej ku temu bym się skłaniał. 
Tym samym - reasumując. Ja poczekam, aż pewnego dnia dostanę telefon z jakiejś kliniki/szpitala - whatever z pytaniem - Panie Niedzielski, czy chce Pan wziąć udział w eksperymencie. Być może odrośnie Panu noga. Wezmę. Bez dwóch zdań. I na pewno nie zabiorę ze sobą różańca (którego nie mam), bo nie wierzę w cuda. Science bitches!!!  

niedziela, 10 listopada 2019

Joker?? Ale moment? W Piotrusia graliśmy!

Ech...

Od czego by tu zacząć. No dobra. Nie byłem w kinie. Trochę obecnie jest to dla mnie utrudnione. Obejrzałem dzisiaj na komputerze. A zasadniczo na monitorze nawet. No co? Wyszła porządna wersja, przy której już nie muszę gubić gałek ocznych. HCHDRip. Wiecie jak to działa? Zanim wyjdzie wersja Blue Ray... to sobie taki Azjata wynajmuje pokój w dosyć dobrym hotelu... no tam u nich w hotelu. I co ciekawe - oni mają tam nowości filmowe zdecydowanie wcześniej niż my w Europie. Gostek wynajmuje pokój i wybiera sobie z oferty filmowej coś, co u nas w Europie będzie dostępne czasami nawet i pół roku później.  Z tym, że on przychodzi przygotowany. Ma odpowiedni sprzęt, dzięki któremu parę chwil później takie nagranie pojawia się w sieci.  Koreańczycy... no co by tu nie mówić... jesteśmy przy nich zacofani o przynajmniej stulecie. Jak nie więcej... Znam angielski biegle... napisy do tej nowej wersji nie pasowały. OK. Po dwóch godzinach walki już z pasowały. Poszły w eter. Od godziny 5 rano, kiedy je wrzuciłem, pobrano je już ponad 10.000 razy...
Takie wersje mają "zaszyte" napisy koreańskie. Ale z czasem można się do tego przyzwyczaić. 

Byłem wyjątkowo zainteresowany o co tutaj chodzi. Joker. No dobra. Film o klaunie jakimś.
Z jakiegoś uniwersum związanym z jakimś Batmanem. Czy innym badziewiem tego typu. Wierzcie mi, na co dzień nie jestem jakimiś wielkim fanem tego typu produkcji. Jak również nie ufam i nie wierzę w rankingi internetowe. Zaczęło się od tego, że nie mogę spać... to znaczy chciałbym... ale męczę się ostatnio. Kładę się zasadniczo z pierwszymi promieniami słońca. Co ja pier... kładę się jak widzę, że na jebanym Fejsbuku już wszyscy śpią. Wiem - to jest chore.. no to myślę sobie... odpalę sobie film. Znam angielski bardzo dobrze. Ale wolę oglądać filmy/seriale z ichnimi napisami, bo szacuję, że tak ze 20% bym stracił. Z napisami? Jest 100% zrozumienia.


No dobra. Ale ja nie o tym.


Świat zwariował ostatnio i powstają takie crossovery, że mnie już nic nie dziwi. Co dalej? South Park ze Star Wars? Czterej pancerni z Reksiem? Niektórzy po najnowszym Jokerze oczekiwali jakiejś konwencji w starym stylu, ale no błagam - jak można ten film porównywać w ogóle do wcześniejszych produkcji? To jest doskonałe studium jak powstaje czarny charakter. Odrzucony. Znieważany. Będący pariasem. Według mnie scena w autobusie z małą, czarną dziewczynką i z kartką/wizytówką, którą finalnie Joker przedstawia jej matce... jest fenomenalna.... film jest wybitny... i najwyraźniej nie zgadza się z tym... czekajcie... przeliczam... jakieś 2.8% widzów, który go obejrzało... nie podążam zwyczajowo za stadem, ale w tym przypadku muszę się zgodzić ze stadem. Jestem pod głębokim wrażeniem tego filmu i dawno nie widziałem tak dobrej produkcji Hamerykańskiej. A wierzcie mi, nie przepadam za ichnimi obecnymi produkcjami. Amerykańskimi...

Joker.

Film jest wybitny. 

niedziela, 3 listopada 2019

Test Pilota Pirxa.

Czasami życie pisze najpiękniejsze historie. O to jedna z nich. Historia Janusza Wąsacza - taksówkarza w jednej z warszawskich korporacji.

Janusz zaparkował na wysepce przy placu Hallera. Przed chwilą przywiózł tutaj podchmieloną parkę. Babeczka niczego sobie. Starsza. Ale bufet na miejscu. Zebrał hajs i czekał spokojnie na kolejne zgłoszenie. Przyczesał sumiaste wąsy i poprawił zaczeskę. Zmianę zaczął o 22:00. Teraz była już druga w nocy i niewiele się działo. Wziął komórkę i zaczął grzebać w ogłoszeniach. Szybko jedno z nich przykuło jego uwagę. Nie wiele myśląc zadzwonił pod podany w zgłoszeniu numer. W słuchawce odezwał się zaspany głos jakiegoś faceta:


- Halo??
- Halo. Ja z OLX. W sprawie pilota. Tego do Samsunga... 
- Pilota? Jakiego pilota?? Zaraz... zaraz... która jest godzina??
- Po drugiej. Ale pan niedawno umieścił to ogłoszenie, to myślałem, że Pan nie śpi. To zadzwoniłem, bo jestem na Pradze. Taksówką jeżdżę. To ja bym do pana podjechał i by pan mi może zniósł tego pilota i byśmy załatwili?
- Moment... pilota... panie, ja nic panu nie zniosę. Ujebało mi nogę i jestem inwalidą. Panie kurfa jest druga w nocy! SPAŁEM! Nie może pan jutro zadzwonić o normalnej porze? Jeździ pan z tym telewizorem i teraz panu jest pilot potrzebny, czy co???
- A no dobrze... to ja rano zadzwonię.


Janusz się rozłączył i pomyślał: - Nerwowy jakiś ten gość. O co mu chodzi?

Na wszelki wypadek po tej rozmowie wyłączyłem telefon. Podejrzewam, że zadzwoniłby do mnie o 7 rano jak by kończył zmianę. Gdzie się tacy rodzą???  

wtorek, 29 października 2019

I DON'T WANT TO LIVE ON THIS PLANET ANYMORE!

A dzisiaj z innej beczki. Zostawmy temat kuternogów, fantomów i tuningu wózków inwalidzkich. 😋

Jakiś czas temu dodałem do obserwowanych przeze mnie osób w świecie Twittera samego POTUS-a.

Obserwuję jego wpisy już od dosyć dawna i mam pewne obawy, że ta planeta zmierza całkowicie w kierunku tego, co można było obejrzeć w komedii "Idiocracy" z 2006 roku. 

Prezydent zasadniczo największego mocarstwa na świecie, zachowuje się w internecie jak gimbus, który odkrył nagle jak działa CheatEngine i myśli, że da się tę apkę wykorzystać w każdej grze. 

Spierający się ze swoimi oponentami online, przy zachowaniu wszelkich zasad totalnej "gównoburzy", używający słów, których znaczenia sam nie rozumie, przekręcający obcobrzmiące dla niego nazwiska na zasadzie skojarzonek z nazwami potraw, które kiedyś spożywał?

Początkowo podejrzewałem, że za jego twittami stoi jakiś inny majordomus pokroju Setha z House Of Cards (swoją drogą tak zjebać ostatni sezon przez durne #meeto?), i to właśnie on, kreuje jego wizerunek. 

Ale wszystko wskazuje na to, że po dniu pełnym atrakcji POTU-s faktycznie sam zasiada do klawiatury i daje upust swoim nieoczekiwanym reakcjom, nad którymi w Białym Domu już nikt nie panuje.

Naszego Adriana widzę podobnie, ale to jest mniejsza skala, i nie ta liga. Nasz wspaniały polski pisarz SF Stanisław Lem nie mylił się, mówiąc "zanim nie poznałem Internetu - nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów". No są, istnieją. Niektórzy nawet są prezydentami światowych mocarstw. Jak widać.

Chciałbym jednak od razu podkreślić, że ich oponenci wcale nie są lepsi. Nie jest tak, jak twierdzi Prezes, że białe jest białe i vice versa. Sęk w tym, że odcienie szarości obecnie można obejrzeć wyłącznie na filmach i to w dodatku tragicznych ekranizacjach, równie tragicznych powieści, którymi podniecają się zdesperowane seksualnie kobiety, które po skończeniu studiów nie mogą jednak znaleźć pracy w zawodzie (przepraszam Was Panie, ale same sobie wybrałyście taki, a nie inny kierunek). 

Cieszę się, że ja jednak mimo pewnych niedogodności jakie mnie ostatnio spotkały nadal "słyszę w kolorach i widzę dźwięki".  😋 I nadal potrafię sprostać zadaniom takim, jak wczorajsze - czyli poszlachtowanie z wprawą Dr. Lectera, tej małej 15 kilogramowej rudej (już lekko zzieleniałej) suki, która przez prawie dwa tygodnie leżała u mnie w kuchni... Świadków nie było. O tym wiemy tylko ja i moja kamera HD. Jej resztki poleciały do śmietnika (i to jest ta chwila, w której powinniście się zacząć bać....)
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.

Jej wnętrzności suszą się u mnie na parapecie i od rana spokojnie je stopniowo spożywam...

Misiek.




środa, 23 października 2019

Bezsenność w Seatlle - na Pradze.

Zawsze lepiej czułem się po zmroku (bo my wampiry). Ogólnie lubię światło, ale wolę mrok. Muzyka brzmi wtedy zdecydowanie lepiej. Ciało nagiej kobiety, do której za chwilę się dobierzesz również wygląda lepiej (sorry Drogie Panie). Oczu mrużyć nie trzeba przed słońcem. Jeden ze zmysłów - czyli dotyk, funkcjonuje wtedy też lepiej. Póki zasuwałem w Corpo i poza Corpo, jak normalny biały człowiek - było ciężko.

Znacie zapewne ten stan? "Jak za chwilę się nie położę, to jutro będę umierał w fabryce". Każde z Was zapewne przeżywało takie sytuacje, zwłaszcza po nieoczekiwanych imprezach, które pojawiły się na przykład w środku tygodnia. Moja stara ekipa Polcardowska zapewne to potwierdzi.

Wraz z utratą kończyny zasadniczo to się bardzo zmieniło. I zasadniczo na plus. Uwolniłem się od tego. Zdecydowanie. Śpię kiedy chcę. Wstaję kiedy chcę. Kurde - że ja na to wcześniej nie wpadłem, żeby ujebać sobie po prostu nogę. Tym samym - wierzcie mi percepcja zmienia się w raz ze stanem fizycznym.

No dobra. Ale ja nie o tym. Dzisiaj (jakie dzisiaj - to już wczoraj było) obudził mnie dzwonek domofonu. Moja opiekunka ma kod do domofonu, żebym się nie musiał wysilać podnosząc rękę i zdejmować słuchawkę domofonu, żeby ją wpuścić (zasadniczo sięgam, ale po co mam nadwyrężać mięśnie jakieś tam). Południe już było. Nawet trochę po. A ja po kolejnej serii seriali zasnąłem dopiero gdzieś o 6 rano. Zrywam się... wskakuję na bolid... otwieram jej drzwi... i nadal będąc jeszcze na planecie snu mówię: - Prawe koło trzeba napompować... bo mnie znosi...   

poniedziałek, 21 października 2019

Urodzony 4 lipca.

Byłem rano na komisji lekarskiej. Wojskowej. Wjeżdżam do poczekalni z opiekunką. Na korytarzu sporo oczekujących. Oczywiście mła miś wjechał poza kolejnością. Ale nie o to chodzi. Chodzi o to, w jakim stylu. No ja na wózku. Broda. Na głowie bandana. Kikut w nogawce podwiniętych spodni. Ogólnie musiałem zrobić na chłopakach wrażenie weterana z Afganu, który wjebał się na minę.
Nie wyprowadzałem ich z tego błędu...  Czułem rispect w ich spojrzeniach...

Anyway mam orzeczenie - "niezdolny do walki wręcz z czołgami".
.

środa, 16 października 2019

JUST PIMP MY RIDE II


Łopatką między kulki, lub kulką między łopatki...

Wysłałem dzisiaj Paulinę (moja opiekunka) do sklepu, który mam niedaleko, po kule. Mam już kule, które dostałem od mojej koleżanki Frytki, ale musiałem ciotce oddać takie, które dostałem od niej, znaczy ciotki, ale były inne, a już ich nie miałem, bo oddałem osobie potrzebującej. Jak ktoś zrozumiał sens tego zdania - to niech czyta dalej. Jak nie - to niech wróci i przeczyta jeszcze raz, :P

W każdym bądź razie Paulina kupiła kule. Przyniosła je do domu. Oglądam je i mówię:

- Ale Pani Paulinko. Kupiła Pani dwie różne kule.
- Jak to różne. A to nie powinny być identyczne? I tu wpadła w lekki stupor.
- Nie Pani Paulinko, obie kule mogą być takie same. W zasadzie identyczne. Ale sęk w tym, że tutaj jedna jest czarna, a druga srebrna i dwóch różnych firm.

Paulina w śmiech. I mówi: - O rany, bo ja przez chwilę pomyślałam, że są inne do prawej i lewej nogi :)

Na obronę Pauliny mam to, że Pani w sklepie zapakowała jej kule w folię, i Paulina nie widziała co niesie. To Pani w sklepie miała swój dzień :)

sobota, 12 października 2019

Black Mirror, czyli Phantom In The Opera II

Od kilku dni mam już kobietę (w sensie nie takim jak myślicie). Miałem już wcześniej, że tak powiem kilka kobiet. Chodzi o to, że mam kobietę, która zajmuje się indywidualnie moim protezowaniem. Zaczęliśmy od bardzo ścisłej współpracy. To znaczy ścisnęła mi kikuta bardzo mocno takim specjalnym bandażem, którego u nas w aptekach nie uświadczysz. Ma to na celu sformatowanie mojego kikuta (sformatowanie nawet pasuje). I faktycznie już po trzech dniach widzę różnicę.

Ale powróćmy do fantomów. Tak jak pisałem. To nie są bóle. Nie cierpię z tego powodu. To są bardziej takie małe wkierwiające kurwiki. Swędzenie. Odrętwienie. Wiem już, że mój mózg gra ze mną od dwóch miesięcy w wuja, ale kobieta pokazała mi jak go oszukać. Nie uwierzycie, ale to działa.

Swędzi, drapie. Zdrętwiało? Chcesz się podrapać?

Rozwiązanie jest proste. Kładziesz się. Między nogi wstawiasz lustro (przydaje się większe) tak, żeby stroną lustrzaną odbijało tę nogę, która jest cała. I teraz - swędzi Cię noga poniżej kikuta? Tam gdzie jej nie masz? To drapiesz się w tą zdrową i obserwujesz jej odbicie.

No i czary mary! Mózg odnotowuje podrapanie się w kończynę, której nie masz.

Wiem, że to brzmi szalenie, ale jednak działa. I mam to w odbytnicy jak i dlaczego. Grunt, że jest skuteczne, mimo tego, że czuję się jak debil z lustrem między nogami. Dobrze, że z sąsiedniego budynku nikt mnie przy tym rytuale nie widzi, bo ja bym na jego miejscu różne dziwne rzeczy sobie pomyślał.

Tak, że tego... DOBRANOC! 

czwartek, 10 października 2019

Zdemobilizowany.

Zabrali mi kartę mobilizacyjną. Czuję się nieswojo. Zwłaszcza, że nie będę już Was mógł bronić na wypadek wojny. :P  I tu mała refleksja. Budynek WKU. Zero opcji dostania się tam przez inwalidę. Niedostępna forteca :P.  Na szczęście pracowałem tam w latach 1991-1996 na kontrakcie jako żołnierz i z całej pracującej tam ekipy zostały dwie osoby, które mnie pamiętały i mi pomogły, żeby tę fortecę sforsować.

Z drugiej strony na wypadek wojny przecież nadal mogę walczyć. Chociażby jako snajper. Posługiwałem się długa bronią. Ze stu metrów mam wyniki maksymalne 48/50, czyli jestem w 5% strzelców z poboru, którzy mieli taki osiągi kiedykolwiek. A w "Call Of Duty" jeszcze wtedy przecież nikt nie grał. :)

Ogólnie będąc w środku tego obiektu "łezka misiem w oku tego misia zakręciła". Jak by nie było to były dla mnie fajne lata. Jako dwudziesto-kilkulatek szalałem wtedy trochę. Burzliwe romanse (coś w tym jest, że za mundurem panny sznurem). Nie myślało się o jutrze. Trochę misiem przykro zrobiło dzisiaj jak zrozumiałem, że "to se nevrati", ale ten etap mojego życia naprawdę wspominam bardzo fajnie. Obecne chłopaki vege-w-rurkach tego nie zrozumieją i nie doznają.

Szkoda mi ich... 

piątek, 4 października 2019

Ból fantomowy i jego ciekawe strony.

Zanim straciłem stopę, oczywiście słyszałem o takim zjawisku, ale nigdy nie przypuszczałem, że jest tak niesamowite. Mózg jednak łatwo oszukać i jak widać, do pewnych rzeczy się przyzwyczaja, a potem leci na pilocie. Uważam, że trochę mylący jest opis "ból". Nie nazwałbym tego raczej bólem, ale może jeszcze nie do końca go poznałem. Raczej nazwałbym to surrealistycznym odczuciem.

Kilka przykładów.

Zapadanie. Kładę się na łóżku. Nakrywam kołdrą. Lewa noga opada. Najpierw czuję podłoże udem, potem łydką, stopą. Teraz to samo z prawą. Z tym, że już od kolana przecież nie mam czym czuć. I wtedy nagle noga zaczyna się zapadać w łóżko. Tak bez końca. Wyciąga się do granic galaktyki, dopóki raptem nie odkryję kołdry i wzrokiem nie zobaczę organoleptycznie kikuta. Mózg nagle dostaje kopa "eee... zaraz... zaraz, co Ty mnie tutaj imputujesz?" i efekt zapadanie znika momentalnie.

Swędzi cię stopa, a masz zajęte ręce? Co najczęściej wtedy robisz? Drapiesz się druga stopą po nodze, która Cię swędzi. Ja też. :P Ale tak bez skutku :P

No i finalnie totalny odjazd. Leżysz sobie. Przykrywasz się kołderką i czujesz jak stopa, której nie masz zaplątuje Ci się w kołderkę. Ale jednocześnie ręką dotykasz sobie końca kikuta. No i mózg głupieje. Z jednej strony czuje stopę, której przecież nie ma. Z drugiej strony czuje kikut, który właśnie dotykasz. No normalnie jak byś ręką przenikał w głąb ciała. Straszne i śmieszne "kak tigra yebatz" ;). Ogólnie mnie to bawi. No chyba, że tak jak dzisiaj rano się obudziłem i nieomal stanąłem na stopie, której nie mam, bo we śnie miałem. Chociaż mózg powoli chyba się przyzwyczaja, bo miewam już sny, w których stopy nie mam.

Tak, że tego... :)





środa, 2 października 2019

Równouprawnienie? Nienawidzę PC :P

Ponieważ "inwalidą" w całym tego słowa znaczeniu jestem dopiero od niecałych dwóch miesięcy, toteż z pewnymi rzeczami jeszcze się nie oswoiłem. Jak choćby z tym, że mam w niektórych sytuacjach pierwszeństwo. I chociaż nie powiem, jest to wygodne, ale w niektórych sytuacjach jednak kuriozalne. Jak chociażby dzisiaj. Byłem w przychodni na badaniu krwi. Przed gabinetem czeka spora grupka ludzi. Krzeseł może z pięć. Reszta stoi. Starsi panowie. Starsze panie. Zaparkowałem moim dwukołowym Bentleyem obok. Zaciągnąłem ceramiczne hamulce i pytam: - Kto z Państwa jest ostatni na pobranie krwi? Starszy Pan stojący obok mnie mówi: - Ale po co Pan pyta? Przecież Pan wchodzi poza kolejnością! Odpowiadam: - Nie wchodzę, tylko wjeżdżam. I to jest trochę bez sensu. Przyszedł Pan wcześniej. Pan stoi, ja siedzę... gdzie tu logika?

Trzeba to jakoś zacząć, nieprawdaż?

Najlepiej od początku. 

W wieku 48 lat (obecnie) spadła na mnie klątwa dziadka. Przegrałem nierówną walkę z cukrzycą. Częściowo ze swojej winy. Częściowo z winy lekarzy. Częściowo ogólnie z winy odziedziczonego DNA. Od dwóch miesięcy poznaję nowy świat. Obecnie z wysokości nieco niższej niż normalnie. Ten blog będzie właśnie o tym. Postaram się Was nie zanudzać informacjami na temat, czy dzisiaj gładko mi stolec zszedł, co jadłem na śniadanie i jak tam moja perystaltyka jelit. Raczej możecie liczyć na zabawne, ciekawe i dziwne historyjki. Poznaję świat na nowo i dostrzegam rzeczy, których wcześniej nie dostrzegałem. Zacznę od tych najprostszych, o których już wiem.

Ludzie na wózkach inwalidzkich nie potrzebują Waszych litościwych spojrzeń. Nie potrzebują komentarzy w stylu "biedny człowiek". Ludzie na wózkach inwalidzkich nie potrzebują również pytań w stylu "jak to się stało"? Z autopsji wiem już, że różnie reagują na odpowiedź "wpadłem w niedźwiedzie wnyki i ujebało mi nogę".

Chodniki.

Tak ostatnio po kilku eskapadach na moim dwukołowym Bentleyu podarowanym mi przez bezdomnych stwierdziłem, że jak by misiem te kuku stało powiedzmy 20 lat temu, to bym się pochlastał. Pamiętam jak wyglądały chodniki w tamtych latach. Podjazdy? Brak progów? Zapomnij!

Człowiek zaczyna doceniać pewne rzeczy dopiero po fakcie. Pół roku temu zapewne nie zwróciłbym na to uwagi. Mam teraz jak by to powiedzieć - nieco więcej czasu, niż się spodziewałem. Zaglądajcie od czasu do czasu. Postaram się pisać. Nie - nie martwcie się. Nie będę szalał jak Trump na Twitterze.  Na pewno nie 30 wrzutek dziennie :P. Ale na jedną minimum możecie liczyć.

Misiek.