czwartek, 10 października 2019

Zdemobilizowany.

Zabrali mi kartę mobilizacyjną. Czuję się nieswojo. Zwłaszcza, że nie będę już Was mógł bronić na wypadek wojny. :P  I tu mała refleksja. Budynek WKU. Zero opcji dostania się tam przez inwalidę. Niedostępna forteca :P.  Na szczęście pracowałem tam w latach 1991-1996 na kontrakcie jako żołnierz i z całej pracującej tam ekipy zostały dwie osoby, które mnie pamiętały i mi pomogły, żeby tę fortecę sforsować.

Z drugiej strony na wypadek wojny przecież nadal mogę walczyć. Chociażby jako snajper. Posługiwałem się długa bronią. Ze stu metrów mam wyniki maksymalne 48/50, czyli jestem w 5% strzelców z poboru, którzy mieli taki osiągi kiedykolwiek. A w "Call Of Duty" jeszcze wtedy przecież nikt nie grał. :)

Ogólnie będąc w środku tego obiektu "łezka misiem w oku tego misia zakręciła". Jak by nie było to były dla mnie fajne lata. Jako dwudziesto-kilkulatek szalałem wtedy trochę. Burzliwe romanse (coś w tym jest, że za mundurem panny sznurem). Nie myślało się o jutrze. Trochę misiem przykro zrobiło dzisiaj jak zrozumiałem, że "to se nevrati", ale ten etap mojego życia naprawdę wspominam bardzo fajnie. Obecne chłopaki vege-w-rurkach tego nie zrozumieją i nie doznają.

Szkoda mi ich... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz